Obserwatorzy

środa, 18 lipca 2012

Latino lovers vs początkująca blogowiczka

Latino lovers...
Najpierw oczywiście napiszę o  mężczyznach z moich lalkowych zbiorów, nazywanych przez moją koleżankę "Latino lovers". Dlaczego? Odpowiedź w fotce.


Jose Armando dla przyjaciół Arm (pieszczotliwie Armi ale tylko 2 kobiety mają odwagę tak do niego mówić- ja- no w końcu jest mój! i... pewne urocza lalka . Tak całkiem poważnie nie ma w sobie ani jednego mililitra latynoskiej krwi... (bo on jest lalkiem- i żadnej krwi nie posiada!) Kupiłam   go w zaprzyjaźnionym zabawkowym sklepie. Ubiór podkreśla jego osobowość. To gentleman w każdym calu: grzeczny, uprzejmy, sympatyczny wobec całego stadka hożych dziewuch, które posiadam. Poważny,   rozważny, zamyślony...      jakby skrywał w sobie jakąś tajemnicę... (W każdym razie znalazła się taka, która zdobyła jego serce... opowiem o niej w najbliższym czasie).
 Foto z udziałam Arm'iego




Kolejny Latino lower to Jose Josepfho dla przyjaciół Jo (czytaj "dżo"); czarujący chłopak o sympatycznym uśmiechu. Lubi dziewczyny i spędza w ich towarzystwie cały wolny czas. Jeśli powiem, że interesuje się literaturą i teatrem, to... nikt mi nie uwierzy! Ok! on w wolnym czasie  interesuje się wyłącznie dziewczynami i jeśli którąś zaprasza do domu, skrupulatnie wcześniej chowa na dno swojej szafy dyplom ukończenia Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz akt nadania tytułu profesora zwyczajnego za wybitne osiągnięcia w dziedzinie matematyki stosowanej. (O matematyce stosowanej wie bardzo dużo... zwłaszcza o rozmnażaniu (się) =>   ) Wstydliwy sekret Jo jest następujący: trafił do mnie nie ze sklepowej półki, a w pudle z bandą dziewuch, zatem jego pochodzenie jest absolutnie tajemnicze i... ta podejrzana podwójna osobowość! zamiast ślęczeć w bibliotece nad książkami non stop siedzi z dziewczynami.
Foto z udziałem Jo



Trzecim Latino lover jest Jose Rodolfo, dla przyjaciół Ro/Rod.  Ro to Ro. Przygarnęłam go od jakiegoś małego potwora, który urwał mu rękę! Od 3 lat ma ją na takiej elastycznej opasce, żeby mu nie się nie zgubiła. Ro jest przyczyną mojej niechęci do wszelkiego typu lalek "aż za bardzo artykułowanych"! Jak się toto zepsuje to porażka na całej linii- nowe ciało jest drogie i nie zawsze pasuje kolorystycznie!
Foto z udziałem Ro



...vs początkująca blogowiczka
Druga część mojego posta dotyczy dylematów nowicjusza blogowego. Czuję się jak szekspirowski Hamlet targany sprzecznymi emocjami! O których lalkach napisać?! Co napisać? Jakie foto? Czy nie za mało? Czy nie za dużo? Czy nie za często? I tak dalej i w ten deseń i "etcetera" .... Nie wiem jak Wy sobie radziłyście/ radziliście z początkami blogowania? Mnie to frapuje jak małego psa pchły!

6 komentarzy:

  1. Po pierwsze - nie za często. Raz na tydzień jest OK. Materiał się szybko nie wyczerpie, a i ty nabierzesz dystansu i pchły przestaną kąsać tak gwałtownie.
    Po drugie- foto nigdy za wiele. Fotografuj wszystko, co Ty znasz za ciekawe. Nawet jeśli to plama na nosie lub rozprute portki na tyłku. Tak pokazujesz, z jakiego powodu lalka jest dla ciebie ważna.
    Po trzecie- każda lalka! Każda jest ciekawa, bo z jakiegoś powodu znajduje się w posiadaniu. Nieważne, czy piękna czy szpetna jak noc listopadowa. Nieważne, że taka sama była już u kogoś pokazana. Jeśli jakąś masz to się nią pochwal i bądź dumna.

    Czy Rodolfo przypadkiem nie symuluje? Moim zdaniem chce na tą rękę wyrywać "cziki". No bo co on ma do zaoferowania? Ani nie jest elegancki jak Armando... Ani nie ma zwierzęcego magnetyzmu Jose... Ja bym mu się bliżej przyjrzała, on coś kręci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastosuję się do Twoich rad od następnego tygodnia! W tym tygodniu jeszcze poszaleje z publikacją postów. Chciałabym żeby Ro symulował... byłoby lepiej -bo miałam taaaaakie ambitne plany wobec niego, a tu "figa"! Łapa na temblaku i tyle! Ro oczywiście bezczelnie wykorzystuje naiwne damskie serduszka... i wyrywa "cziki". No cóż tylko tyle mu pozostało! Ewentualnie zawsze może zacząć studiować literaturę... albo lepiej pedagogikę! Ro jest bardzo pedagogiczny! Nauczył mnie omijania szerokim łukiem artykułowanych lalek! A małe potwory (czytaj dzieci-niszczyciele) patrzą na jego rękę i mają wyrzuty sumienia! O! Właśnie dzięki Tobie wyśle Ro na studia! Maturę ma to niech się chłopak uczy

      Usuń
  2. Na początku, gdy blog jest świeżutki i pachnie nowością, to aż się chce jak najczęściej zamieszczać kolejne wpisy. Za jakiś czas, w sposób naturalny, ta chęć nieco wyhamuje (ze względu na mniejszą ilość lalek do opisania, lub z powodu pragnienia odpoczynku od Internetu itp. itp). Ja bym się specjalnie nie martwiła częstotliwością początkowych wpisów. Jest ona naturalna i w pełni zrozumiała, a w dodatku pozwala nam, czytelnikom, poznać kolejnego fascynata lalkowych krain.
    A jeśli chodzi o keny (o rety! KENY!), to bardzo się cieszę, że pojawił się o nich wpis! Plastikowi chłopcy są boscy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. zgadzam się z poprzedniczkami! Rób jak uważasz - bo to twój blog, ale nie za często i nie bzdury :D Sam to przeżywałem i uważam że pisanie postów bez wiekszego sensu nie ma wgl sensu :D
    Pokazuj swoje prace i rób wywody filozoficzne, lubie czytać takie rzeczy ;DD

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach! Wszyscy trzej panowie są po prostu boscy *_* Nie umiem wybrać, który podoba mi się najbardziej (mam nadzieję, że mój chop tego nie przeczyta...).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja najbardziej lubię Jose Armando- to mój pierwszy lalek jakiego kupiłam

      Usuń